sobota, 31 października 2015

Ptaki

Jesiennego krajobrazu nie zakłóca zupełnie nic. Słyszę melodię grabionych liści, w nozdrzach czuję delikatny zapach leśnej wilgoci, a ciało przeszywa mi przyjemny dreszcz chłodnego wieczora. Siedzę i obserwuję. Widzę ptaki, które fruną przed siebie. Wyglądają jakby obrały cel lotu dużo wcześniej i teraz pieczołowicie dążyły do niego. Przed rozpoczęciem podróży wiedziały, gdzie chcą dotrzeć. W ich drobnych ciałach nie widać ani sekundy wahania. Każdy ruch jest przemyślany i płynny.
- A może nie wiedziały...? Może lecą zupełnie bezcelowo przed siebie? -pytam szeptem samej siebie, nie oczekując żadnej odpowiedzi.

Szybkimi ruchami i z ogromną gracją ich skrzydła poruszają się w górę i dół, przecinając ścianę napierającego powietrza.


Jak to byłoby być takim ptakiem? Przemieszczać się szybko i lekko. Nie czuć na sobie zaciskających się sznurów, które wychodzą z ziemi, z miejsca, w którym aktualnie jesteśmy. Które trzyma Cię mocno i nie puszcza. Móc w każdej chwili je rozplątać albo zaplątać z powrotem. Wznieść się wysoko, kiedy tylko ma się na to ochotę? Silnymi skrzydłami dotykać chmur? -myślę zafascynowana


Uwielbiam ptaki. Od dziecka marzyłam, żeby móc jak one szybować wysoko. Nie czuć na barkach przygniatającego ciężaru rzeczywistości. Być wolną. Wolną jak ptak. Mama zawsze mówi, że wmawiam sobie ich wolność, że wolność nie jest zamknięta w formie, tylko w umyśle.
Może to i prawda, może nie mam racji. Ale lubię żyć w przekonaniu, że mam. Trzymam się usilnie tej myśli i nie chcę jej puszczać, nie chcę, żeby odleciała. Każdy z nas potrzebuje ideałów i to jest właśnie mój. Nienaruszalny, wolny i piękny. Dumnie i z gracją tańczący w powietrzu ptak. Ptak, który nic nie musi, który sam decyduje i wybiera.


- Głupia mucha! - krzyczę, machając ręką, żeby odgonić od siebie owada i odpędzić okropne bzyczenie. Nienawidzę tego rodzaju, nagłego wyciągania mnie z melancholijnego, refleksyjnego stanu. Czuję się wtedy, jakby ktoś oblał mnie ogromnym kubłem lodowatej wody i obdarł mnie ze wszystkich nieulotnych ,,rzeczy’’, które choć na chwilę udało mi się wcześniej złapać.


Poprawiam białą narzutę na łóżku. Staram przypomnieć sobie pozycję, w jakiej siedziałam przed niemiłym incydentem. Próbuję zrobić wszystko, żeby wrócić do wcześniejszego stanu zadumy i rozmyślań. Stanu, kiedy patrzę przez okno, a w moim umyśle przewija się masa myśli. Tych mniej i bardziej istotnych. Żadnej z nich nie łapię na długo. Przepływają przez moją głowę, jak fale na morzu. Lecą...jak ptaki...
- Jak...ptaki - powtarzam szeptem
- Dziwne, że jeszcze nigdy nie zauważyłam tej analogii... - mówię cicho zaskoczona i zarazem

trochę zbita z tropu
Moje myśli są jak ptaki. Przelatują i czasem wracają, czasem nie. Czasem ,,siadają’’ na dłużej i zostawiają ślad po sobie, albo i nie. Niekiedy szybują prędko, nawet się nie oglądając. Po prostu szybko przecinają powietrze i znikają. Niektóre myśli pojawiają się i równie szybko, jak się pojawiły, odfruwają, jak ptak. Ale dzieje się to na tyle wolno, że zdążą zostawić po sobie chociaż małe ziarenko.


- Brrr... -zadrżałam z zimna.
Czas mija mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy mój pokój tak mocno się wyziębił. Nie mam skarpetek na stopach dlatego zmarzły okropnie. Przesuwam ręką po pięcie i czuję tam przyjemne ciepło mojej dłoni. Stopy są lodowate!
- Żebym tylko się nie rozchorowała... - myślę


Opieram łokcie na kolanach, a na dłoniach kładę głowę. Siedzę w tej pozycji na moim niebieskim, drewnianym łóżku, z którym wiążę tyle wspomnień. Bardzo przypomina mi dzieciństwo i beztroskie chwile spędzone z rodzicami. Tyle bitew na poduszki, zabaw w chowanego, berka i skoków ile przeszło to łóżko, wiele innych zdecydowanie może mu pozazdrościć.
Mój pokój nie jest duży. Oprócz wspomnianego już łóżka, znajduje się tutaj dywan i dwudrzwiowe okno - moje małe obserwatorium świata. Mimo że okno jest zamknięte, białe firany i tak wciąż delikatnie powiewają. Zawsze mówię, że wyglądają jakby tańczyły, a partnerem zwiewnego materiału jest falujące powietrze.


W kącie mam jeszcze małe biurko, które jest raczej mało przydatne, bo większość czynności, które zwykle wykonuje się przy biurku, ja robię leżąc lub siedząc na łóżku. Ohh tak... dużo razem przeszliśmy... Wiele przepłakanych godzin, tryliony uśmiechów, tony przeczytanych książek, miliardy słów, dużo okruchów po niejednym posiłku, kilka rozlanych napoi, a jaka ogromna liczba prześnionych snów i miliony niespisanych rozmyślań i analiz.

Nagle słyszę rozdzierający huk. Zrywam się z łóżka i wyglądam przez okno, bo wydaje mi się, że stamtąd dobiegał hałas. W ułamku sekundy, na moich oczach spada z wysokości kilkunastu metrów, bezwładne ciało martwego ptaka. Jest on na pewno jednym z tych, które wcześniej obserwowałam. Wszystko powoli zaczyna do mnie docierać.
Przed moimi wypełnionymi łzami oczami pojawia się przerażający obraz zaistniałej sytuacji.
- Ktoś, ktoś... zabił tego ptaka!!! - krzyczę tak rozdzierającym serce piskiem, że sama nie poznaję

swojego głosu. Jeszcze nigdy w życiu nie wydałam z siebie podobnego dźwięku
Rzucam się na łóżko i szamoczę się, chcę się buntować, mam ochotę zabić człowieka, który to zrobił, wzbiera we mnie tak ogromna złość i narasta... bezsilność. Zdyszana siadam skulona na łóżku, pościel jest mokra od łez, ciągle spływających po moim policzkach. Czuję słony smak w ustach, łzy napływają coraz szybciej. Włosy kleją się do wilgotnej skóry twarzy.
Wyglądam przez okno, bezradnie gapiąc się w jeden punkt. Po kilku minutach, zawieszam wzrok na ptasim gnieździe. Jest puste, obecnie nikt tam nie przebywa. Ale na pewno jest domem i miejscem kilku małych stworzeń.
- Gniazdo... - szepczę jak zahipnotyzowana
- Gniazdo... ptaki... - powtarzam powoli
- G,gg... - wymawiam, nie mogąc dokończyć
- Myśli... - z niewiadomej mi przyczyny, wymawiam to słowo
- Gniazdo, ptaki, myśli - łączę słowa


Nawet nie zauważyłam momentu, w którym łzy przestały spływać po mojej twarzy. Zdumiewająco szybko dociera do mnie sens mojej wypowiedzi. Słowa, które wypowiedziałam, jakbym była we śnie, znaczą znacznie więcej niż tylko połączenie kilku liter alfabetu.
-Mój umysł jest gniazdem a myśli to ptaki. - mówię cicho, jakby nie wierząc w to, co właśnie powiedziałam
Ptaki, szybujące i wolne. Chcące lądować, kiedy i gdzie tylko chcą, a może nie robić tego w ogóle, tylko lecieć i lecieć. Umysł jako gniazdo, gotowe je przygarnąć, ciepłe i otwarte. Jak dom. Mogące pomieścić te stworzenia, które przylecą i będą chciały zadomowić się na dłużej.
Zabity ptak... jako myśl, której nikt nie pozwolił się uwolnić. Którą ktoś odrzucił przedwcześnie. Zignorował i zdusił. Postąpił bez szacunku, nie dbał o nią należycie. A może sam, specjalnie doprowadził do jej zagłady.
Dopiero teraz dociera do mnie sens wypowiedzi mamy:
Wolność nie jest zamknięta w formie, tylko w umyśle. 

7 komentarzy:

  1. Cudowny post!
    Zapraszam do nas
    jeżeli ci się spodoba nasz blog-zaobserwuj(chętnie się odwdzięczymy)
    fashion--twins.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie piszesz ;)

    Dobrej Nocy!
    http://fridayp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudnie napisane, jednak mogłaś dodać więcej zdjęć. ;)
    BLOG

    OdpowiedzUsuń
  4. Ślicznie piszesz :) Ale moglas dać wiecej zdjęc :)

    zyjewmoimwlasnymswiecie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Super post :)
    ★Zapraszam ★
    http://kivuss.blogspot.com/2015/11/znizka-40-w-answearcom-swiateczne.html#more

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zliczę ile jak razy kiwałam i kręciłam ( ze zdumienia) głową czytając to wszystko. Rozumiem cię , jeśli to chciałaś przekazać. Często odlatuję ... tak naprawdę daleko. Ale myśli , które mnie otaczają prawie zawsze nie zostają do końca zrealizowane... umierają. Zaczynam je i nie kończę.. nic z nimi nie robię. Tak bardzo często. Popadają w zapomnienie , nie są odżywiane, nie dostają wody i giną. Wystarczy chwila nieuwagi ....
    Bardzo trafne te porównanie z ptakami. Naprawdę... jakbym stała przed lustrem słów. Ja często je obserwuję , wytwarzają wokół siebie taką aurę.... ciepła.. beztroski. a gdy je obserwuje odczuwam ulgę. Bardzo głęboko przeżywam widok ich ciał albo narządów na tarasie( tak, mam koty, dosyć drapieżne, typowo podwórkowe koty) w szczególności tak samym rankiem, kiedy te żywe śpiewają. Ale jak pięknie... obok mnie jest las... znaczy działka porośnięta drzewami ( same się wysiały) w środku której znajduję się drewniany, zniszczony dom. Ptaki uwielbiają takie miejsca ... tyle gałęzi do wyboru ... po za tym zawsze cos im rzucamy do jedzenia.... jest ich tysiące... to taki nasz miejscowy chórek... kiedyś możesz do mnie przyjechać , załatwię bilety :)

    OdpowiedzUsuń